RECENZJA: Książki o produktywności warte uwagi
Cześć wszystkim! Monika Lewandowska tutaj – wasza dietetyczka, trenerka i… wieczna poszukiwaczka sposobów na to, by w ciągu doby zmieścić więcej niż 24 godziny. Bo przyznajcie sami: między pracą, treningami, gotowaniem zdrowych posiłków (które czasem kończą się pizzą, no bo życie), a jeszcze tymi wszystkimi „muszę przeczytać tę książkę!” – łatwo się pogubić. Dlatego dziś podzielę się z wami moimi TOP książkami o produktywności, które naprawdę działają. I tak, testowałam je na własnej skórze – nawet wtedy, gdy mój mąż Marek (ten od kopania piłki) pytał: „Kochanie, znowu czytasz o tym, jak nie marnować czasu zamiast… no właśnie, nie marnować czasu?”.
Dlaczego warto czytać o produktywności? (I nie chodzi tylko o to, by czytać więcej książek!)
Zanim przejdziemy do konkretów, małe wyznanie: kiedyś myślałam, że produktywność to tylko dla korporacyjnych wilków w garniakach. A potem zrozumiałam, że to po prostu narzędzie, które pomaga mi robić to, co kocham – i jeszcze mieć czas na drzemkę w ciągu dnia. Bo produktywność to nie harówka od rana do nocy, tylko sztuka mądrego zarządzania sobą w czasie. I właśnie takie książki wybrałam – bez zbędnego motywacyjnego bełkotu, za to z konkretami, które można wdrożyć od razu.
1. „Atomowe nawyki” – małe kroki, wielkie zmiany
Gdybym miała wybrać tylko jedną książkę o produktywności (i nawykach), to byłaby to właśnie ta. Dlaczego? Bo pokazuje, że nie trzeba rewolucji – wystarczą małe, „atomowe” zmiany, które kumulują się z czasem. Jak to działa u mnie? Np. zamiast postanowienia „od dziś czytam godzinę dziennie” (co zawsze kończyło się porażką), zaczęłam od… 2 stron przed snem. Teraz czytam więcej niż kiedykolwiek!
- Dla kogo: Dla wszystkich, którzy lubią proste, naukowe podejście bez magicznych trików.
- Moja ulubiona rada: „Nie skupiaj się na celu, tylko na systemie”. Brzmi jak magia, ale działa!
- Zabawny fakt: Przetestowałam to na Marku – teraz zamiast mówić „schudnę 10 kg”, mówi „będę jadł warzywa do każdego obiadu”. I działa!
2. „Getting Things Done” – czyli jak ogarnąć chaos
Przyznaję – gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, pomyślałam: „Boże, ile tam stron! Kto to przeczyta?”. Ale gdy już się przemogłam, okazało się, że to prawdziwa biblia organizacji. Autor nie obiecuje cudów, ale daje konkretny system zarządzania zadaniami. U mnie sprawdził się idealnie przy prowadzeniu firmy i… planowaniu domowych obiadów (bo kto powiedział, że GTD nie działa na listę zakupów?).
Co mi dała ta książka? | Jak to wdrożyłam? |
---|---|
Zero zaległych maili | System „przetwarzaj od razu” – teraz nie mam 300 nieprzeczytanych wiadomości! |
Mniej stresu | Wszystkie zadania są gdzieś zapisane – nie muszę pamiętać o wszystkim |
3. „Deep Work” – skupienie w świecie rozpraszaczy
Ile razy zdarzyło wam się sprawdzić Instagrama w trakcie pracy, a potem nagle okazywało się, że minęła godzina? U mnie – zbyt często! „Deep Work” to książka o tym, jak w świecie pełnym powiadomień znaleźć czas na prawdziwe, głębokie skupienie. Dzięki niej wprowadziłam:
- Godzinę „zero distractions” rano – w tym czasie wyłączam telefon i pracuję nad najważniejszymi rzeczami
- Wieczorny detoks od maili – mój mąż jest zachwycony, że przy kolacji nie scrolluję skrzynki odbiorczej
Śmieszna historia:
Próbowałam wprowadzić „głęboką pracę” podczas pisania książki kucharskiej. Efekt? Marek znalazł mnie w gabinecie z zatyczkami w uszach i opaską na oczy (bo „to pomaga się skupić”). Może trochę przesadziłam…
4. „The 5 Second Rule” – jak przestać się wykłócać z własnym mózgiem
To moja ulubiona książka dla wszystkich, którzy (tak jak ja czasem) mają tendencję do odkładania rzeczy na później. Zasada jest prosta: gdy masz coś zrobić, odlicz 5-4-3-2-1… i działaj. Brzmi banalnie? Ale działa! Używam tego do:
- Porannych treningów (tak, nawet ja czasem mam ochotę zostać w łóżku!)
- Odpisywania na trudne maile
- Wreszcie zaczęłam ten blog – właśnie po odliczeniu do zera!
5. „Essentialism” – mniej, ale lepiej
Jako osoba, która zawsze chce pomóc wszystkim i wszędzie, ta książka była dla mnie objawieniem. Pokazuje, że produktywność to nie robienie więcej, ale robienie tego, co naprawdę ważne. Dzięki niej:
- Nauczyłam się mówić „nie” (choć pierwsze próby były dramatyczne – płacz, wymówki…)
- Ograniczyłam liczbę projektów – i paradoksalnie, osiągam więcej!
- Marek w końcu przestał się śmiać, że biorę na siebie za dużo
Bonus: Moje sprawdzone patenty na produktywność
Po latach testowania różnych metod, wybrałam kilka, które działają u mnie najlepiej:
- Reguła 2 minut – jeśli coś zajmie mniej niż 2 minuty, robię to od razu (dzięki temu nie zalegają mi małe zadania)
- Bloki czasowe – np. „od 8 do 9 tylko trening”, „od 10 do 12 tylko praca” (choć czasem życie weryfikuje plany…)
- Wieczorna lista – zamiast planować rano, robię to wieczorem (rano mój mózg jeszcze nie działa)
Podsumowanie: produktywność to nie wyścig
Kochani, na koniec ważne wyznanie: nie ma idealnego systemu. To, co działa u mnie, może nie sprawdzić się u was – i to jest OK! Klucz to testowanie, adaptowanie i… wybaczanie sobie tych dni, gdy jedyną produktywną rzeczą jest obejrzenie odcinka ulubionego serialu. Bo jak mawia mój mąż: „Monika, nawet Cristiano Ronaldo ma dni, gdy nie chce mu się trenować”. I wiecie co? Ma rację.
A wy jakie macie sposoby na produktywność? Podzielcie się w komentarzach – może razem wymyślimy nowy, genialny system! (Tylko bez obietnic, że będzie działał zawsze… bo życie lubi płatać figle).
Related Articles:

Nazywam się Monika Lewandowska i od lat pomagam kobietom odnaleźć równowagę między zdrowiem a codziennym chaosem. Jestem dyplomowaną dietetyczką i trenerką, ale wiem, że teoria to nie wszystko – sama przeszłam drogę od fast foodów do świadomych wyborów. Dziś dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem, abyś Ty też mogła poczuć się dobrze w swoim ciele – bez presji i skomplikowanych zasad.
Wierzę, że małe kroki prowadzą do wielkich zmian. A jeśli czasem zjesz coś 'zakazanego’? Nic się nie stanie – ja też to robię! 😉